W sierpniu tego roku nasza klubowa koleżanka Magda Gąbka zdobyła Matterhorn. Na szczyt weszła od strony włoskiej wspinając się Granią Lion. Zapraszamy do przeczytania krótkiej relacji z tego wejścia.
“W pierwszej połowie sierpnia 2020 weszliśmy na Matterhorn drogą włoską zwaną też granią Lion. Zanim jednak osiągnęliśmy główny cel, aklimatyzowaliśmy się na Breithorn – piękny śnieżny 4-tysięcznik. Ponieważ szczegółowa relacja opisana jest przez chłopaków z naszego klubu (rok 2016), to nie będę się powtarzać i skrócę opis, a dołączę świeże zdjęcia 🙂 Z kolegą Grześkiem spotkaliśmy się na miejscu w wypożyczalni aut, bo docieraliśmy do Włoch z różnych miejsc świata. Do Mediolanu dostałam się samolotem, a potem przemieszczaliśmy się wypożyczonym samochodem. Rozbiliśmy się na kempingu Village Cervino skąd był doskonały widok na Matta 🙂 Drugiego dnia łapaliśmy wysokość i napawaliśmy się widokami z Breithorn. Następnego dnia odwiedziliśmy dolinę Val Veny. Kolejne dni to planowanie, uzupełnianie kalorii i obserwowanie pogody, która była bardzo kapryśna! Każdego dnia deszcze, a nawet burze. Podjęliśmy jednak decyzję i wyruszyliśmy do Cervinii. Na bezpłatnym parkingu zostawiliśmy auto i z ciężkimi plecakami ruszyliśmy do Abruzzi. Nieśliśmy nawet wodę, bo w schronisku Carrel nie ma do niej dostępu i dostaliśmy informację podczas rezerwacji, że i śniegu nie ma za wiele w tym roku. Na zdjęciu widać, że jednak spadł przed naszym przyjściem 🙂 Szlak do schroniska pokonaliśmy szybko i bez problemu. Za schroniskiem Abruzzia rozbiliśmy namiot, którego wyżej już nie trzeba było dźwigać. Obok nas biwakowali Polacy, więc ekipa nam się powiększyła 🙂 Rano ruszyliśmy do Carrela. Tłumów na trasie nie było, a pogoda nam sprzyjała. Plecaki trochę ciążyły – zwłaszcza na stromych odcinkach, ale pocieszaliśmy się, że powyżej schroniska nie będą już tak dokuczać te kilogramy, bo na czas ataku zostawimy trochę rzeczy w Carrelu 😉 np. w tym roku ze względu na epidemię wyjątkowo trzeba było zabrać śpiwory. Opis drogi do schroniska Carrel i na sam szczyt świetnie oddaje relacja Krzyśka i tam też odsyłam czytających 🙂 Całość drogi jest męcząca, ale warto przeżyć taką przygodę! Pogoda na tej górze jest kluczowa i nie polecam iść ryzykując, że “jakoś to będzie”, bo opad świeżego śniegu może być sporym utrudnieniem. Mijaliśmy tych, którzy dzień wcześniej z powodu oblodzenia drogi zawracali z ataku szczytowego. U nas np. sznurowa drabina Jordana (10-metrowy przewieszony odcinek) była mocno oblodzona i do tego szłam po niej z atrakcjami, bo zagrzmiało dokładnie wtedy kiedy byłam w jej połowie. Dlatego potrzeba okna pogodowego, żeby iść bez stresu i na sucho 🙂 Widoki ze szczytu i wrażenia polecam z całego serca!”.