Na przełomie lutego i marca br. (od 26 lutego do 2 marca 2016) odbył się III obóz zimowy Klubu Wysokogórskiego Lublin z bazą w schronisku Murowaniec na Hali Gąsienicowej. W obozie wzięło udział łącznie 36 członków KW Lublin oraz przyjaciół. W czasie trwania obozu 8 uczestników (Monika Kurowska, Tomasz Wakuła, Marek Proskura, Paweł Zwierzański, Daniel Sieniawski, Michał Kasprzak, Marcin Kowalik, Krzysztof Stojecki) wzięło udział w dwudniowym kursie wspinaczki lodowej, a jedna w zimowym kursie turystyki wysokogórskiej.
Pierwsi klubowicze przyjechali w piątek przed południem. Większość dotarła dopiero wieczorem, który szybko upłynął na rozmowach i planowaniu kolejnych dni. W sobotę rozpoczęliśmy działalność górską. Pogoda tego dnia była słoneczna.
Tomek Rozmej i Artur Łasocha oraz Mariusz Warda i Marcin Podniesiński robili wariacje drogi Kochańczyka (II) na Kotle Kościelcowym, a Tomek Lipa, Grzegorz Koszałka, Marcin Walencik i Marcin Kowalik Żółtą Turnię i fragment grani Fajek.
Cztery zespoły obrały jako cel północny filar Świnicy. Pierwsze dwa zespoły w składzie: Sebastian Ryczek z Przemkiem Olekszykiem oraz Michał Gryglicki i ja, wyruszyły o 6 rano i dotarły pod ścianę po około dwóch godzinach. Krótko po nich dotarł zespół Roberta Cholewy i Piotra Tomali, który wybrał trudniejszy wariant drogi. Nieco później dotarł zespół Waldka Falczyńskiego i Darka Flisa.
Kilka minut przed 17.00 dotarłem z Michałem na przedwierzchołek. Na grani wiał dość silny wiatr. Michał i ja schodziliśmy związani liną ze świnickiej przełęczy, na którą dotarliśmy o zachodzie Słońca. Michał szedł jako pierwszy. Stromy początek w głębokim kopnym śniegu pokonaliśmy przodem do żlebu. W pewnej chwili nade mną ruszyła niewielka, kilku metrowa deska, która chwilę później zatrzymała się, ale ja już zdążyłem krzyknąć w stronę Michała
– LAWINAAA!. Po chwili usłyszałem odpowiedź z niedowierzaniem w głosie.
– ALE W PORZĄDKU?
– TAK! – krzyknąłem zmieszany i nieco wystraszony, po czym ruszyliśmy dalej.
Pod ścinaną zdjęliśmy szpej. Zwinęliśmy liny i już miałem chować graty do plecaka, gdy plecak anihilował. Przecież dopiero co leżał pod moimi nogami. Rozejrzałem się w koło, ale plecaka ani śladu. Po kilku minutach odnalazłem go (z zawartością tj. puchówką i telefonem) 100 metrów dalej i 15 m niżej w niewielkim zagłębieniu. Całe szczęście wiatr nie porwał go dalej. Taka to nauczka na przyszłość. Głodni, zmęczeni, ale zadowoleni dotarliśmy do schroniska około 19.00.
Po długim dniu, nawet mocne chrapanie słyszane obok nie wyrwało mnie ze snu jak dzień wcześniej. Chyba wlatywało jednym uchem a wylatywało drugim.
W nocy wiał silny wiatr. Pogoda za oknem nie wyglądała zachęcająco. Budzik zadzwonił, ale nikt się nie rwał do wstawania. Jedyną reakcją było kilka ciepłych słów oraz przestawienie budzika. Pospaliśmy kilka godzin dłużej a w tym czasie pogoda się nieco uspokoiła. Było pochmurno.
Kolejnym celem stała się Czuba nad Karbem. Drogą Głogowskiego weszliśmy w dwóch zespołach Sebastian i Przemek oraz Michał i ja. Po kilku godzinach wspinania cel został osiągnięty. Z Czuby zeszliśmy do przełęczy Karb stamtąd dupozjazdem szybko przedostaliśmy się nad Czarny Staw Gąsienicowy, a dalej szlakiem do Murowańca.
W poniedziałek podniosła się temperatura a warunki się pogorszyły. Choć padał śnieg to zaraz topniał i moczył szybko ubranie. Schodziły pyłówki. Takim samym składem jak dzień wcześniej ruszyliśmy na Skrajny Granat środkowym żebrem. Pierwszy poprowadził Sebastian. Szybko okazało się, że bez igieł, haków czy buldogów (których akurat nie miał – a przynajmniej tak tu się wydawało) teren jest nieasekurowalny. Na szczęście po drodze był już wbity jeden hak. Po godzinie i wielu wykrzyczanych niewyraźnie słyszanych z dołu słowach dotarł do stanu. Gdy dołączył do niego Przemek ruszyłem ja. Po jednym wyciągu miałem całkiem mokre grube rękawiczki i puchówkę. Sebastian z Przemkiem zdecydowali się wycofać zjazdem. Morale spadło. Gdy Michał dołączył do mnie również zdecydowaliśmy się wycofać.
Niestety kolejnego dnia pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej. W nocy spadło sporo śniegu i zrobiło się lawiniasto. Do tego była gęsta mgła. Postanowiliśmy jednak ruszyć się ze schroniska. Wróciliśmy na Środkowe Żebro. Gdy tylko dotarliśmy pod ścianę zaczęło padać i padało coraz bardziej. Widoczność była bardzo słaba. Dużo czasu zeszło na odśnieżenie skał by odnaleźć przebieg drogi. Po drugim wyciągu wycofaliśmy się.
Tego samego dnia podjęliśmy decyzję o powrocie do Lublina.
Tekst: Paweł Wnuk
Zdjęcia: Uczestnicy wyjazdu
Drogi:
- Północny filar Świnicy (IV), 4 zespoły:
– Waldek Falczyński i Darek Flis (start wariantem za IV)
– Przemek Olekszyk i Sebastian Ryczek (wariant ze startem prawą stroną ściany czołowej)
– Michał Gryglicki i Paweł Wnuk
– Robert Cholewa i Piotr Tomala
- Droga Głogowskiego (III) na Czubie nad Karbem (na wschodniej ścianie Kościelca), 2 zespoły:
– Przemek Olekszyk i Sebastian Ryczek
– Michał Gryglicki i Paweł Wnuk
- Wariacje drogi Kochańczyka (II?) na Kotle Kościelcowym, 2 zespoły:
– Tomasz Rozmej i Artur Łasocha
– Mariusz Warda i Marcin Podniesiński
- Środkowe Żebro (IV?) na Skrajnym Granacie – 2 wycofy, 2 zespoły:
– Przemek Olekszyk i Sebastian Ryczek
– Michał Gryglicki i Paweł Wnuk