W dniach 6 – 11 marca 2015 r. w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w Tatrach odbył się II Zimowy Obóz Klubu Wysokogórskiego Lublin. Frekwencja dopisała – na wyjeździe uczestniczyło łącznie 32 osoby – członkowie KW oraz sympatycy naszego Klubu z Warszawy (tzw. grupa śląska). Obóz miał charakter szkoleniowo-wspinaczkowo-trekkingowy.
Większość osób przyjechała 6 marca (w piątek) po południu lub wieczorem. Po dotarciu do schroniska uczestnicy kursu zapoznawali się z tematyką i podziałem na grupy szkoleniowe z zakresu Zimowej Turystyki Wysokogórskiej, który zaczynał się następnego dnia. Ze względu na spore zainteresowanie i konieczność utworzenia dodatkowych grup mieliśmy zapewnionych dwóch instruktorów PZA – Jacka Czecha i Andrzeja Dutkiewicza. Kurs był dwudniowy, łącznie wzięło w nim udział 22 osoby. Osoby nie biorące udziału w kursie po sprawdzeniu prognozy pogody ustalały cele na kolejny słonecznie zapowiadający się dzień.
W sobotę o 9.00 w jadalni schroniska zapoznaliśmy się z instruktorami i zostaliśmy podzieleni na dwie grupy sześcioosobowe. Po omówieniu obowiązkowego sprzętu (buty górskie i raki, czekan, kask, uprząż, karabinki osobiste, taśmy, ubiór zimowy) wyszliśmy przed schronisko. Początkowo uczyliśmy się prawidłowego zakładania i poruszania się w rakach, torowania i zmiany podczas torowania oraz techniki używania czekanów (sposób angielski, sposób francuski). Następnie Jacek Czech pokazał nam jak wygląda poprawne wiązanie się liną, a także poruszanie się na asekuracji lotnej. Poznaliśmy podstawowe węzły do asekuracji, zjazdu i służące do łączenia lin i taśm, a także węzły samozaciskowe: kluczka, ósemka, wyblinka, półwyblinka, flagowy, płaski, prusik, bloker i zderzakowy. Nauczyliśmy się również jak poprawnie zwijać i transportować linę.
Duża część dnia była poświęcona praktycznym ćwiczeniom hamowania podczas upadku ze stoku. Każdy z nas uczył się hamować sposobem „na kotka” w wariantach upadku na wszelkie możliwe sposoby: z pozycji stojącej, głową w dół (oba warianty ćwiczyliśmy upadając na plecy i na brzuch), po zrobieniu fikołka. Potem hamowanie tych samych upadków ćwiczyliśmy z czekanem, co jeszcze bardziej podniosło nam adrenalinęJ
W drodze powrotnej do schroniska ponownie związaliśmy się liną, ale tym razem uczyliśmy się zakładać stanowiska asekuracyjne – każdy z nas po kolei uczył się zakładać stanowisko z kosówki, ze skały i z drzewa. W schronisku zrobiliśmy z instruktorem podsumowanie dnia – opowiadaliśmy, czego się nauczyliśmy, co sprawiło nam trudności, co było łatwe i jakie każdy ma wrażenia i odczucia po pierwszym dniu szkolenia.
Wieczorem odbyło się teoretyczne szkolenie prowadzone przez Andrzeja Dutkiewicza na temat zimowych zagrożeń terenu górskiego. Dowiedzieliśmy się jakie są rodzaje lawin, jak powstają, co może je spowodować i jak ich unikać, a także jak się ratować, jak już znajdziemy się w jej zasięgu.
Po szkoleniu większość uczestników wyjazdu została w jadalni, aby się lepiej poznać i zintegrować. Z uwagi, że była to sobota, a pogoda dopisywała i sprzyjała wypadom w wyższe partie gór schronisko przeżywało oblężenie. Ludzie rozkładali karimaty we wszelkich możliwych miejscach, więc trudno było się z powrotem dostać do pokoju.
Drugiego dnia szkolenia spotkaliśmy się bezpośrednio przed schroniskiem. Instruktor omówił nam sposób działania detektorów lawinowych, testowaliśmy poprawność ich działania oraz sprawdzaliśmy poziom baterii. Następnie związaliśmy się liną i udaliśmy się w stronę Doliny Roztoki. Na stromym podejściu uczyliśmy się robić stanowiska asekuracyjne z czekana (czekan wbity styliskiem oraz stanowisko T-kształtne). Potem Jacek Czech zademonstrował jak się robi stanowiska zjazdowe, pokazał nam zjazd oraz podchodzenie po linie, a także omówił przyrządy asekuracyjne. Podzieliliśmy się na dwa zespoły trzyosobowe i na dwóch stanowiskach ćwiczyliśmy zjazdy oraz podchodzenie po linie na różnych przyrządach asekuracyjnych.
Po krótkiej przerwie na posiłek budowaliśmy punkty asekuracyjne w śniegu i w lodzie. Poznaliśmy stanowisko nazywane grzybem śnieżnym, stanowisko zrobione z dwóch czekanów, uczyliśmy się także zakładać punkty asekuracyjne ze śrub lodowych. W drodze powrotnej do schroniska uczyliśmy się wyznaczania azymutu i posługiwania busolą. Na Wielkim Stawie ćwiczyliśmy praktyczne używanie detektora lawinowego i poszukiwaliśmy pakunku zakopanego w śniegu.
Po obiedzie w schronisku i krótkim odpoczynku Jacek Czech zrelacjonował nam zdobycie przez niego i dwóch innych wspinaczy Matterhornu po pokonaniu historycznej drogi Schmidów biegnącej północną ścianą tego szczytu.
W poniedziałek szkolenie rozpoczęły kolejne dwie grupy pięcioosobowe. Reszta uczestników korzystała z pięknej pogody – niebo było bezchmurne, słońce przygrzewało, a temperatura wynosiła około 5 stopni w ciągu dnia. W grupach kilkuosobowych wyruszyliśmy zdobywać szczyty – niektórzy wybrali popularny szlak od Szpiglasowej Przełęczy na Szpiglasowy Wierch i wracając do Przełęczy dotarli granią do Miedzianego (przez wcześniejsze dwa dni szlak przeszło również kilka osób z Klubu). Spora część osób zdobyła Kozi Wierch, Gładki Wierch od Gładkiej Przełęczy, Walentkowy Wierch i Zawrat. Pogoda sprzyjała dłuższym wyprawom, dlatego niektórzy po powrocie z jednego szczytu, wybierali się na kolejny.
Ostatniego dnia (w środę) planowane były powroty do Lublina. Kilka osób wyjechało już we wtorek wieczorem. Niektórzy, aby nie zmarnować okazji, ostatniego dnia nad ranem wybrali się na wschód słońca na Świstową Czubę. Jednak nadciągające chmury uniemożliwiły cieszenie się w pełni widokiem wschodu słońca nad Tatrami. Kilka osób postanowiło wracać do Zakopanego przez Zawrat i Halę Gąsienicową, aby maksymalnie wykorzystać czas urlopu.
Pogoda mieliśmy jak na zamówienie, dopisywała nam każdego dnia podczas wyjazdu. Wracaliśmy do domów opaleni, pełni wrażeń, nowych umiejętności i naładowani pozytywną energią.
Ze swojej strony serdecznie dziękuję organizatorom wyjazdu – Kasi Mięsiak-Wójcik i Piotrowi Tomali oraz wszystkim uczestnikom za fantastyczną atmosferę podczas II Zimowego Obozu KW Lublin.
Monika Kurowska
Równolegle do szkoleń i turystyki górskiej rozwijała się działalność wspinaczkowa naszych członków. Pomimo dobrej pogody warunki nie były sprzyjające – cały czas utrzymywała się lawinowa „trójka”. Szczególnie narażone na lawiny było podejście do Buczynowych Turni, miejsca w którym widzieliśmy największy wspinaczkowy potencjał i gdzie zaplanowaliśmy najwięcej dróg do zrobienia. Czekając, aż pokrywa śnieżna w końcu się ustabilizuje, próbowaliśmy sił w bardziej bezpiecznych rejonach. Przemek Olekszyk i Sebastian Ryczek poszli na wyceniony na trójkę Północno-Zachodni Filar Opalonego i Grań Miedzianych. Następnego dnia ich celem stała się, nigdzie nie opisana droga na Kołowej Czubie (Dolina Pusta), którą roboczo nazwali Trawami Środkiem Ściany i wycenili na M4. Ja z Kaśką Mięsiak-Wójcik spróbowaliśmy swych sił na Środkowym Filarze Koziego Wierchu (III). Była to droga o charakterze typowo skalnym i dzięki temu, pomimo południowej wystawy nie narażona na lawiny. Natomiast podchodząc pod Filar zaobserwowaliśmy przynajmniej pięć lawin schodzących głównie w rejonie Zamarłej Turni.
Następnego dnia w 5-osobowym zespole (Michał Drożdż, Waldek Falczyński, Kaśka Mięsiak-Wójcik, Piotr Tomala, Marek Zdybel) ruszyliśmy śladami Przemka i Seby na Północny Filar Opalonego i Grań Miedzianych. Pogoda dopisywała, droga nie miała zbyt wielu trudności, było to więc typowo relaksacyjne wspinanie. Następnego dnia, w poniedziałek cztery zespoły wyruszyły na Miedziany Kostur. Ponieważ ta droga również nie była zbyt trudna; wyceniona na „dwójkę”, z jednym miejscem „trójkowym”, mogli na nią pójść także początkujący wspinacze (zostali dokooptowani do zespołów z bardziej doświadczonymi osobami). Ostatecznie wszystkie ekipy (I zespół: Przemek Olekszyk, Paweł Wnuk, Paweł Zwierzański; II zespół: Tomek Lipa, Anna Posuniak, Marek Zdybel; III zespół: Michał Drożdż, Baśka Jabłońska, Kaśka Mięsiak-Wójcik, Piotr Tomala, IV zespół: Waldek Falczyński, Sobiesław Goździeniak) bez większych przygód zakończyły drogę i przez Szpiglasową Przełęcz wróciły z powrotem do schroniska. Miejscem wycenionym na III okazało się czujne wyjście na ostrze grani. Jednak po dokładnym oczyszczeniu wszystkich stopni i chwytów ze śniegu, że ten fragment nie odbiega trudnościami od pozostałych odcinków drogi.
W tym samym czasie zespół naszego nowego klubowego kolegi Roberta Cholewy oraz Grzegorza Bielejca zrobił drogę WHP 207 na Buczynowych Turniach. Chłopaki stwierdzili, że we wczesnych godzinach porannych podejście w ten rejon nie niesie za sobą dużego zagrożenia lawinowego i można tam prowadzić działalność górską.
W związku z tym we wtorek na Buczynowe Turnie wyruszyły trzy zespoły: oprócz Roberta z Grześkiem, poszedł tam Przemek z Sebą i ja z Markiem Zdyblem. Zespół Cholewa- Bielejec zaatakował wycenioną na IV Drogę Malatyńskiego w lewej części Południowo-Zachodniej Ściany na Małej Buczynowej Turni. Trudności, głównie skalne, znajdowały się na pierwszym wyciągu (droga była trzywyciągowa). Później droga prowadziła już łatwiejszym śnieżno-trawkowym terenem. Równie emocjonujące co sama droga, okazało się zejście do podstawy ściany. Robert z Grześkiem wracali mocno zaśnieżonym żlebem (WHP 306); niebezpieczeństwo zejścia lawiny było tutaj bardzo wysokie. Na szczęście obyło się bez większych przygód i zespół bezpiecznie znalazł się na dole.
Dwa pozostałe zespoły wyruszyły na wycenioną „trójkowo” drogę WHP 207 na Czarnych Ścianach. Jako pierwsi poszli Przemek z Sebastianem. Wyciąg nr 1 prowadził pionowymi trawkami pod skalną barierę, gdzie założyliśmy stanowiska. Na drugim wyciągu skumulowały się największe trudności. Najpierw trzeba było drytoolowo pokonać czujny próg skalny, a następnie pionowym filarem, w sypkim śniegu (pod którym znajdowała się lita skała bez chwytów i stopni) dojść na skalną grzędę. Tutaj pojawił się dodatkowy problem nigdzie nie można było zbudować „pancernego” stanowiska; nasza asekuracja w tym miejscu nie wyglądała więc podręcznikowo. Dalej droga prowadziła już łatwiejszym terenem, głównie po śniegu, ale od czasu do czasu „zaskakiwała” różnymi trudnościami. Do pokonania pozostały m.in. dwa lodospady. Ostatnie 200 metrów pokonaliśmy z lotną asekuracją, idąc śnieżną rynną, która doprowadziła nas do Orlej Perci. Idąc dalej szlakiem dotarliśmy do Koziego Wierchu i stąd zeszliśmy do schroniska. Tam mogliśmy już świętować przejście kolejnej drogi i powoli szykować się do opuszczenia Doliny Pięciu Stawów.
LISTA PRZEJŚĆ:
- Droga Malatyńskiego w lewej części Południowo- Zachodniej Ściany na Małej Buczynowej Turni IV, Dolina Buczynowa – G.Bielejec, R.Cholewa;
- WHP 207 na Czarnych Ścianach III, Dolina Buczynowa – 3 zespoły: G.Bielejec -R.Cholewa; P.Olekszyk – S.Ryczek; M.Drożdż – M.Zdybel;
- Północno-Zachodni Filar Opalonego i Grań Miedzianych III, Miedziane – 3 zespoły: P.Olekszyk – S.Ryczek; M.Drożdż – K.Mięsiak-Wójcik; W.Falczyński – M.Zdybel; P.Tomala (solo);
- Miedziany Kostur II miejsce III, Miedziane – 4 zespoły: M.Drożdż, B.Jabłońska, K.Mięsiak-Wójcik, P.Tomala; II zespół: W.Falczyński, S.Goździeniak, III zespół: P.Olekszyk, P.Wnuk, P.Zwierzański; IV zespół: T.Lipa, A.Posuniak, M.Zdybel;
- Środkowy Filar Koziego Wierchu III, Kozi Wierch – M.Drożdż – K.Mięsiak-Wójcik;
- Trawami Środkiem Ściany, M4, Kołowa Czuba, Pusta Dolinka – P.Olekszyk, S.Ryczek.
Michał Drożdż